Szymon Czerwiński

Szczepienia przeciwko HPV – wciąż mamy szansę na sukces ►

Udostępnij:

Zdaniem prof. Agnieszki Mastalerz-Migas możemy uratować program szczepień przeciwko HPV. Wyszczepialność wzrośnie, gdy struktura organizacyjna programu zostanie uproszczona, postawi się na edukację dzieci i rodziców oraz wzmocni rolę personelu medycznego.

  • Program szczepień przeciwko HPV w czasie pierwszego roku nie przyniósł oczekiwanych korzyści – zaszczepiło się zaledwie 20 proc. dzieci. Stało się tak między innymi dlatego, że program miał błędy i organizacyjne rozwiązania utrudniające jego realizację
  • Jak przyznała prof. Agnieszka Mastalerz-Migas zabrakło także systematycznej pracy u podstaw – kampanii edukacyjnych prowadzonych wśród rodziców i dzieci, a także zachęty personelu medycznego do większego zaangażowania w program
  • Konsultant krajowa zachowuje jednak optymizm i uważa, że dzięki zmianom, które uproszczą program, wzmocnieniu edukacji w gabinetach POZ i wprowadzeniu szczepień przeciwko HPV do przychodni na równi w innymi szczepieniami, wyszczepialność znacząco wzrośnie

Minął rok od wprowadzenia bezpłatnych, dobrowolnych szczepień przeciwko HPV. W Narodowej Strategii Onkologicznej zapisano cel, który zakłada, że do 2028 r. ma zostać zaszczepionych 60 proc. dzieci. Niestety, podczas pierwszego roku programu przystąpiło do niego zaledwie 20 proc. nastolatków...

Spektakularna porażka?
Czy tak niska wyszczepialność to spektakularna porażka? Zapytaliśmy o to – podczas konferencji Priorities and Challenges in Polish and European Drug Policy – prof. Agnieszkę Mastalerz-Migas, konsultant krajową w dziedzinie medycyny rodzinnej.

Rozmowa z ekspertką do obejrzenia poniżej.


– Nie nazwałabym tego programu porażką, bo staram się widzieć szklankę do połowy pełną. Przede wszystkim trzeba się cieszyć, że mamy dostęp do bezpłatnych szczepień przeciwko HPV, o co środowisko medyczne postulowało od lat. Zatem wreszcie to mamy – stwierdziła ekspertka.

– Natomiast oczywiście program miał błędy i organizacyjne rozwiązania utrudniające jego realizację, co zgłaszaliśmy od samego początku. Więc początkowy entuzjazm i zainteresowanie, które były zarówno po stronie placówek POZ, które zgłosiły się do programu, jak i rodziców szybko osłabł – dodała konsultant krajowa.

Dlaczego program szczepień przeciwko HPV nie miał szans na sukces?
Jak zauważyła prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, struktura organizacyjna programu została przygotowana w sposób bardzo skomplikowany, utrudniający przystąpienie do programu, jego realizację, a następnie rozliczenia. Spowodowało to, że wiele placówek POZ się z niego wycofywało.

– Został wprowadzony wymóg centralnej e-rejestracji, jednostki miały szczepić nie tylko swoich pacjentów (do czego przychodnie są przyzwyczajone), ale także każdego, kto się zgłosi. Wymóg zewnętrznych ekstragrafików poza normalnym czasem pracy i poza czasem na szczepienia, który na nie przeznaczamy, powoduje konieczność zapewnienia personelu dokładnie w tym czasie i sfinansowania tych osób. Grafiki zewnętrzne wiążą się także z tym, że wiele osób nie zgłasza się na szczepienie. To także kwestia dostępności szczepionek 2- oraz 9-walentnej. Szczpionka 9-walentna dużo szybciej się wyczerpała, a rodzice nie chcieli dzieci szczepić 2-walentną i rezygnowali z immunizacji – wyjaśniła specjalistka.

Masa chaosu w szczepieniach
Kolejnym problemem, który wpłynął negatywnie na wyszczepialność, było zdaniem konsultant krajowej wymuszenie podwójnej sprawozdawczości. 

– Mamy od ubiegłego roku obowiązek sprawozdawania wszystkich szczepień zalecanych poprzez e-kartę szczepień. Powinny być wysyłane z poziomu programu gabinetowego na platformę P1. Niestety, okazało się, że w wielu programach ta funkcjonalność nie działa. Dlatego musimy sprawozdać szczepienie do NFZ jako zdarzenie medyczne, wizytę lekarską szczepienną i wpisać wszystko na stonę Gabinet.gov, dzięki czemu trafi na platformę P1 – wskazała prof. Mastalerz-Migas.

– To bardzo dużo klikania, de facto wymagające zatrudnienia dodatkowej osoby tylko do tej pracy. Zwiększa to koszt całej operacji przy bardzo skromnej wycenie finansowej za szczepienie. Okazało się też, że wiele placówek, które szczepiły dzieci i sprawozdały to do NFZ, popełniało błędy. Fundusz początkowo wypłacał więc środki, ale po weryfikacji kazał je zwracać. Ta masa chaosu w szczepieniach sprawiła, że placówki zaczęły się wycofywać i przestały realizować szczepienia – oceniła ekspertka.

Jak dodała w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, zabrakło w programie także systematycznej pracy u podstaw – kampanii edukacyjnych prowadzonych wśród rodziców i dzieci, a także zachęty personelu medycznego do większego zaangażowania w program.

– To położyliśmy kompletnie. Zabrakło szerokiej komunikacji – mówiła. 

Szczepienia przeciwko HPV powinno się wprowadzić do każdej placówki POZ
Problemy z programem sprawiły, że zainteresowanie nim spadło i zmniejszyła się liczba szczepień pierwszorazowych. Nie wszystko jednak stracone.

Co możemy zdaniem Agnieszki Mastalerz-Migas zrobić, żeby program rozpoczął się ponownie?

Musimy wprowadzić zmiany, które uproszczą program i wprowadzić go do każdej placówki POZ, tak jak wszystkie inne szczepienia.

– W Ministerstwie Zdrowia trwają prace, żeby program był łatwiejszy w realizacji, i mam nadzieję, że za kilka tygodni będziemy mieć lepszą sytuację. Szkoda, że nie nastąpiło to rok temu, kiedy koło zamachowe było mocno rozpędzone. Mogliśmy wykorzystać entuzjazm, energię, chęć działania i szybko poprawić rzeczy, które nie były dobre. Bylibyśmy dzisiaj w innym punkcie. Teraz musimy koło rozpędzić od nowa i dużym nakładem sił. Ale ja zawsze patrzę optymistycznie. Myślę, że jeśli poprawi się organizację programu, będzie on łatwiejszy w realizacji i przyniesie efekty – powiedziała konsultant krajowa.

Musimy wprowadzić edukację w gabinecie lekarza, pielęgniarki, położnej.

– Musimy wzmocnić pracę personelu medycznego, który dalej jest najwięszym autorytetem, jeśli chodzi o szczepienia. Wzmocnić postawę proaktywną personelu medycznego, postawić na indywidualną rozmowę i rekomendację. Trzeba proponować ludziom szczepienia i tłumaczyć, jaka jest ich rola w profilaktyce onkologicznej. Jeśli rodzic ogląda w telewizji czy internecie kampanie edukacyjne i słyszy: „Zaszczep dziecko, zaszczep dziecko”, potrzebuje jeszcze uwiarygodnienia tej informacji w rozmowie z lekarzem czy pielęgniarką. Jeśli to się uda, mamy szansę na sukces programu – stwierdziła prof. Mastalerz-Migas.

Medycynę szkolną mamy na skromnym poziomie
– Rodzice są przyzwyczajeni, że karty szczepień i dokumentacja medyczna znajdują w przychodniach POZ. Medycynę szkolną mamy na bardzo skromnym poziomie – mamy tyko pielęgniarki szkolne. Bardzo trudno byłoby budować system oparty tylko na szczepieniach w szkołach – odpowiedziała podczas wywiadu konsultant krajowa, zapytana o plany przeniesienia szczepień do szkół.

– Pierwsza rzecz, która wówczas powinna nastąpić – i moim zdaniem powinno do tego dojść – to danie uprawnień pielęgniarkom szkolnym. Ale nie tylko do klasyfikacji do szczepień dzieci, ale także do ich realizacji. To by bardzo uprościło sytuację. Ale jeśli chcielibyśmy realizować program w obecnych ramach prawnych, musimy mieć zespół wyjazdowy, który do szkoły przyjedzie. Musi znaleźć się w nim lekarz, pielęgniarka i ktoś, kto wprowadzi dane do systemu. To ogromna logistyka, którą trzeba byłoby przygotować – wskazała prof. Mastalerz-Migas.

– Nie mówię, że to jest niemożliwe, ale jeśli program zostanie sprawnie zorganizowany w POZ, to przejście do szkół nie będzie potrzebne – podkreśliła.

– Jeśli zostaną spełnione wszystkie czynniki, czyli kampania edukacyjna dla rodziców i dzieci, wsparcie informacyjne i edukacyjne z poziomu POZ, jeśli będzie dostępna szczepionka 9-walentna, której oczekują rodzice, wówczas odsetek zaszczepionych dzieci na pewno będzie większy – dodała. 

Menedzer Zdrowia youtube

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.